Dwór Dunikowskich w Stróżach - Księga Gości
W dworze Dunikowskich
istniała Księga Gości, do której wpisywali się przyjezdni
przebywający na jego terenie. Poniżej tekst Jerzego Gizy -
"Dunikowscy już nie witają..." , w którym Pan Giza opowiada o
niektórych wpisach. Pod artykułem także kilka zdjęć tej księgi,
którą miałem przyjemność przeglądać dzięki uprzejmości Pani
Małgorzaty Żaba, wnuczce Stefana Dunikowskiego.
Dunikowscy już nie
witają...
"Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju, na pagórku
niewielkim, we brzozowym gaju, stał dwór szlachecki". I ocalały
jak z Mickiewiczowskiego opisu, stoi nadal w Stróżach nie opodal
Zakliczyna, świecąc z daleka pobielanymi ścianami. Miał on także
księgę gości, która ocalała i do dziś przemawia nazwiskami ciekawych
ludzi. Po tej książce i po latach minionych oprowadzała mnie córka
ostatniego właściciela majątku w Stróżach, p. Anna Dunikowska -
Kaznowiecka herbu Abdank.
Jej ojciec rtm. rez. Stefan Dunikowski, absolwent Wydziału Rolnego
UJ gospodarował w tym majątku od 1914 roku aż do 1939, kiedy to
zmobilizowany do Ośrodka Zapasowego Krakowskiej Brygady Kawalerii w
Dębicy, później w Brodach dostał się do niewoli sowieckiej i 8
kwietnia 1940 roku został wywieziony do Kozielska, aby znaleźć
śmierć w katyńskim lesie.
Bywały we dworze przed laty historyczne postacie. Jedną z nich był
wybitny epidemiolog i bakteriolog CK Armii, emerytowany generał -
lekarz Henryk Wierusz Kowalski. Staruszek - będąc rezydentem we
dworze - chciał pewnego dnia zaszczepić jedną z córek państwa
Dunikowskich strzykawką, nazwijmy to nie pierwszej czystości. Wobec
veta pani domu obraził się twierdząc, że pół armii Franciszka Józefa
nią zaszczepił i nikomu nic się nie stało.
Przebywał często we dworze Jacek Malczewski. Pozostawił po sobie w
księdze gości kilka rysunków. Malując portret jednego z domowników,
na jego uwagę, iż podobieństwo jest znikome, oburknął "Ja maluję
duszę, a nie podobieństwo". Bywali też w Stróżach - o czym świadczą
wpisy - profesorowie Tadeusz Bilikiewicz, Stanisław Kot (później
ambasador RP w Moskwie i emigracyjny prezes PSL), Witold Rubczyński,
Fryderyk Zoll, bywał Antonii Götz
(przemysłowiec, poseł na Sejm) i Kacper Zelechowski, poeta.
Gościł w majątku prezydent RP prof. Ignacy Mościcki z małżonką i płk
Józef Beck, który skonsternowany pytaniem pani domu o los generała
Włodzimierza Zagórskiego, odpowiedział metaforycznie "Proszę się nie
martwić Łaskawa Pani, jemu jest już lepiej niż nam".
Ton wpisów do księgi zmienił się we wrześniu 1939 roku. To był
bowiem początek końca tego pięknego, polskiego świata. Pełnego
kultury i gościnności. Dwór w Stróżach stał otworem dla
potrzebujących zarówno w czasie pokoju, jak i wojny. Tyle tylko, że
w latach 1939 - 1945 gospodarowała w nim już tylko Maria Trzecieska
- Dunikowska.
Przez dwór przewinęli się najpierw uchodźcy z Poznańskiego i
Pomorza, a później z Wołynia i Podola. Pełno w księdze wzruszających
wpisów, jak ten: Nigdzie w czasie naszego wygnania nie spotkałem
tak wielkiego serca jak w Stróżach - uciekinierzy z Bolszewii
i podpis: Olga Czerkawska.
Tak, dwór przygarniał, ochraniał, żywił. Nim jednak do tego doszło,
okres wojenny księgi otwiera wpis: Na szlaku taborów - wrzesień
1939 - drewniane krzyże i podpis: Andrzej Rydel ppor. rez. I
setki innych nazwisk. Potoccy, Czartoryscy, Stadniccy, Jabłonowscy,
Ujejscy, Jordanowie, Cieńscy.
W styczniu 1945 roku przeszła jak szarańcza armia sowiecka, a na
początku marca tegoż roku Maria Dunikowska, ostatnia Pani na
Stróżach, musiała go opuścić na zawsze.
Jest i charakterystyczny wpis w księdze gości tego, który dwór w
imieniu władzy ludowej przejmował. Świadczy on o szacunku, jakim
darzono Dunikowskich w najbliższej okolicy.
Dziś po 47 latach czytamy: "Z prośbą by wielce Łaskawa Pani,
zapomniawszy o brzydkiej mojej funkcji zechciała mnie zachować w
pamięci bez ornamentów..."
Dwór przetrwał czasy PRL w bardzo dobrym stanie, dzięki temu, że nie
stracił nic ze swej staropolskiej gościnności. Przez prawie pół
wieku chronił w swych murach ludzi potrzebujących opieki, chorych i
upośledzonych umysłowo. Na straży stoją te same parkowe drzewa, o
zachodzie złoci ich korony to samo słońce. Tylko Dunikowscy nie
witają już przybyszów u wejścia...
Jerzy Giza
|